Dziś trochę inaczej, ale aż buzuję od przemyśleń i musiałam dać im upust… Będzie o Kobietach i dla Kobiet. Szczególnie o Kobietach – Matkach. I celowo w tytule powiedziałam „My”, bo bardzo mocno dotyczy mnie ten tekst i bazuje na moich doświadczeniach, jako Mamy i Kobiety – spełnionej Kobiety, a raczej… spełniającej się. Tekst ten piszę również w kontekście poniedziałkowego święta i życzeń, które spływały od wczesnych godzin porannych, aż po późne nocne „za pięć dwunasta”. Wszystkie bardzo miłe i za wszystkie skrupulatnie dziękowałam. I co fajniejsze, coraz częściej odważniej my-babeczki przesyłamy w tym dniu życzenia innym Kobietom i skłaniamy się do refleksji na temat kobiecości w ogóle.
A gdyby tak, życzyć sobie dobrze codziennie?
Nieeeee, przecież nasza wewnętrzna męczennica nie może sobie na to pozwolić. Musimy wstawać w nocy, musimy gotować obiadki, musimy się poświęcać, MUSIMY czuć się potrzebne. Każda z nas ma w sobie taką wewnętrzną męczennicę. O ile nie zajmuje ona głównego miejsca i dopuszcza czasem do głosu inne struktury naszego wewnętrznego ja, to nie ma problemu. Gorzej staje się, jeśli męczennica przemawia przez wszystko co myślimy na swój temat i co robimy. Wtedy sieje prawdziwe spustoszenie w nas samych i w naszym otoczeniu. I nie chodzi tu o zaniedbywanie rodzicielskich obowiązków, bo bycie mamą to fajna sprawa, choć wymagająca i poświęcamy jej swoje zasoby oraz swój czas. Skoro chcemy być dobrymi mamami, to dajemy swoją uwagę i czas dziecku, a siłą rzeczy czasu dla siebie jest znacząco mniej. Ale dopóki robimy to, bo CHCEMY to robić, to jest ok. Prawdziwe nieszczęście zaczyna się, kiedy całkowicie rezygnujemy z siebie, odpuszczamy, przestajemy walczyć o swój czas – bo MUSIMY się poświęcać.
Może zdarzyć się tak, że w Waszym otoczeniu będzie ktoś, komu będzie zależało by widzieć u swojego boku kobietę szczęśliwą, a nie uciemiężoną matkę. Prawdziwe Szczęściary! Przy takim wsparciu jest znacznie łatwiej! Tak było w moim przypadku… Mój Mąż nie pozwolił, bym stała się taką matką uciemiężoną, matką nieszczęśliwą, która całkowicie dała się pochłonąć obowiązkom rodzicielskim, zniknąć w innych, ważnych dla mnie sferach życia. Oczywiście, trudu gospodarowania czasem, poszukiwania zewnętrznego wsparcia czy priorytetyzowania zadań nie poniesie za Ciebie nikt inny. Nikt, tylko Ty. I spotkasz się niekiedy z surową oceną dojrzałych uciemiężonych matek, których jedynym celem życiowym było „szczęście” swojego bąbelka (celowo użyłam cudzysłowu – bo taki bąbelek, który jest „jedynym skarbeczkiem mamusi” niesie na sobie prawdziwe, podświadome brzemię odpowiedzialności za szczęście matki). Często w społeczeństwie pokutuje jeszcze przeświadczenie, że matka musi całkowicie poświęcić się tej roli, zapominając zupełnie o sobie. Jakby nie miała prawa na długie, pomalowane paznokcie, brak odrostów, kawę (poza domem) z przyjaciółką czy po prostu czas dla siebie, bez wyrzutów sumienia.
Jak ktoś, kto rezygnuje całkowicie z siebie, ma być szczęśliwy? Poświęcanie siebie wbrew sobie, niesie same nieszczęścia. Stopienie się z rolą mamy naprawdę nikomu nie służy. Macierzyństwo nie może być Twoją jedyną pasją, ponieważ w miejsce matczynej miłości, prędzej czy później, pojawi się nieznośne poczucie krzywdy. I naprawdę wiem o czym mówię. Jestem Mamą trójki wspaniałych Dzieci. I dopiero kiedy zostałam Mamą po raz trzeci, świadomie dałam sobie prawo do zadbania o siebie, bez prawdziwie dręczącego poczucia winy. I coraz żywsze we mnie staje się przekonanie, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci.
Życzę Wam, i sobie również, drogie Kobiety – Matki, byście były kochane przez swoich mężczyzn, a nie tylko im potrzebne. (Tak, dokładnie. Ja też nie chcę być tylko potrzebna mojemu Mężowi i Synowi. Chcę by mnie kochali taką, jaka jestem. Czasem spóźnioną i bez makijażu. A nie ZA uprasowane koszule, posprzątane zabawki czy dobry deser.) Ale przede wszystkim życzę Nam, byśmy kochały same siebie i były dla siebie dobre – każdego dnia.